Znowu te koszmary. Ta twarz. To Voldemort. Jak zwykle obudziłem się zlany potem. Wszyscy spali. Szybko się ubrałem. Wybrałem oczywiście to co zwykle, czyli czarną szatę. Zszedłem do pokoju głównego. Długo patrzyłm w ogień kominka. Nagle w ogniu pojawił się Voldemort. Przed rzuceniem zaklęcia powstrzymał mnie czyiś dotyk w ramię. Nie obejrzałem się za siebie. Znów śniłem na jawie. Kiedy to się skończy?!
- Wszystko dobrze? - zapytał pewien głos. Ni to chłopak ni dziewczyna. Taki głos mógł mieć zarówno chłopak i dziewczyna.
- Tak. - mruknąłem cicho i oparłem się o ramię fotela. Kiedy śniadanie?! Głodny byłem. Mijały minuty, kwadranse. W końcu dobiła godzina śniadania. Zszedłem sam i popatrzyłem z pogardą na stół Hufflepuffu. Sami idioci...
Zjadłem naleśniki z serem i wypiłem ciepłą herbatę. Zaraz potem ruszyłem na lekcje. Eliksiry. Snape był wyjątkowo wkurzony i odebrał Gryfonom kilka punktów. Wylądowałm w parze razem jakąś dziewczyną. Była dość miła, ale z Gryffindoru. Na serio była w porządku, ale moje serce należało do innej damy. Zupełnie innej dziewczyny. Gdy skończyła się lekcja, poszedłem pod salę od transmutacji.
<Jakiś ktoś? Pls dziewczyna!>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz