Szedłem przez korytarz. Zajęcia się skończyły i miałem wolne. Ruszyłem do wieży Ravenclawu. Postukałem w kołatke,odpowiedziałem na zagadkę i wszedłem do środka. Parę krukonek śmiały się z dwóch krukonów grających w gargulki. Reszta uczniów jeszcze nie była. Wszedłem do dormitorium i odłożyłem książki przebrałem się po czym udałem się na błonia. Usiadłem pod drzewem. Z kieszeni bluzy wybiegł Mimey i zaczął myć sobie pyszczek. Spojrzałem w dal. Widać było wielkie i ciemne burzowe chmury na horyzoncie. Powietrze było ciężkie. Włożyłem ręce do kieszeni,a po pięciu milczących minutach założyłem ręce za głowę. Mimey sobie łaził,łaził i łaził. Gdy w końcu wstałem chcąc udać się do biblioteki poczytać zobaczyłem,że nie ma go przy mnie. Nie panikowałem jak inni. Spokojnie zacząłem chodzić po błoniach i go szukać. Nie wejdzie do wody. Za bardzo się boi. Nagle zobaczyłem kogoś kto trzymał mojego szczura. Podszedłem do ktosia.
- To mój szczur - powiedziałem chłodno jak zwykle.
Ktoś?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz